wtorek, 6 maja 2014

ROZDZIAŁ 1

Tego dnia obudziłam się dość wcześnie. Leżałam, a promyki wschodzącego słońca powoli przedzierały się do pokoju. Nie mogłam pojąć jak bardzo zniszczyłam swoje życie. Czy ja je już przegrałam? Czy mogę je odmienić? Chyba już za późno. Ten poranek był odpowiednią chwilą, abym sobie wszystko uporządkowała w tej głupiej głowie. Przemyślała parę spraw. Na początek chcę Wam wszystko opowiedzieć. Przedstawić, jak to było. Jak drastycznie zmieniło się moje życie. Zaczynajmy...

To było dokładnie pół roku temu. Pamiętam, że nie miałam siły się uczyć... Zaraz po powrocie ze szkoły położyłam się spać. Kilka godzin później zadzwoniła do mnie Sue. Poznałam ją niedawno. Nauczyła jeździć mnie na motocyklu. Często razem jeździłyśmy.
W sumie to sama się sobie dziwię... Czemu? Zawsze byłam wzorową uczennicą. Same piątki. Codziennie, zaraz po wspólnym rodzinnym posiłku sumiennie się uczyłam. Moi rodzice chcą, abym studiowała medycynę. Nie wiem, czy teraz jest to nadal możliwe... Myślałam, że to, co zrobiłam to nic złego. Wprowadziłam po prostu kilka zmian. Mówiłam, że nie mogę przecież do końca życia pozostać taką nudziarą...

*KOLEJNY DZIEŃ*

- Halo... - odebrałam telefon.
- Mała wbijaj do mnie. Teraz! Rusz się! Już czekam - usłyszałam głos Sue.
- Po co?
- Nie bądź taka ciekawska. Uwierz mi.. Będziemy się świetnie bawić.
- Nie mogę... Przecież mam dziś klasówkę.
- Jezu... Vicki znowu zaczynasz? Do czego ci ta cholerna szkoła potrzebna? Zerwij się.
- Że niby wagary?
- No, a co w tym złego?
- Hmmm... No nie wiem - powiedziałam sarkastycznie - może to, że jak się rodzice dowiedzą to będę uziemiona do końca życia?
- Tak... Bo Manchester to przecież takie maleńkie miasto! Za dziesięć minut widzę cię u mnie.
*****************************
Myślałam, że Sue ma rację. ''Jedne wagary nie zaszkodzą''. Przygotowałam się do wyjścia. Rodzice myśleli, że idę do szkoły. ''Naiwni'' - mówiłam. Teraz wcale tak nie twierdzę. Żałuję, że nie spędzałam z nimi dużo czasu, nie byłam im posłuszna. 

*20 MINUT PÓŹNIEJ*

Zapukałam do drzwi. Sue ma 18 lat. Mieszka sama. Naukę zaczęła rok wcześniej więc teraz studiuje.

- Wreszcie! - otworzyła mi szczęśliwa w... zielonych włosach!
- Boże kochany! Co ty masz na głowie?! - spytałam.
- No co? Nie podoba ci się?- dotknęła swoich włosów.
- Nie, żeby coś, ale jakbyś nie wyrzuciła tego starego podkładu to wyglądałabyś jak marchewka - powiedziałam zdejmując cienki szalik.
- Też cię kocham - pocałowała mnie w policzek - chodź!
- No idę...- szłam za nią wgłąb mieszkania.

Weszłyśmy do łazienki. Na szafce leżało wiele farb do włosów. Sue klasnęła w dłonie i powiedziała:

- A więc, który kolor będzie pasował ci do twarzy.. - zaczęła się zastanawiać patrząc na farby i na mnie.
- O nie, nie, nie! - przeraziłam się łapiąc za moje włosy - nie chcę mieć trawy na głowie.
- Vicki, ale przynudzasz... Nie możesz być blondynką cały czas! Siadaj! - rozkazała.
- Nie!
- Raz się żyje! Siadaj - wskazała krzesło.

Zawsze jak nie chciałam zrobić czegoś głupiego mówiła to swoje głupie ''raz się żyje''. Czemu głupie?

- Ugh.. No dobra - właśnie dlatego. Zawsze ulegałam.
- Hahaha! Wiedziałam!  zaśmiała się.
- Ta, ta.. Jasne. Tylko błagam - niech to będzie jakiś normalny kolor.
- Spoko luz maleńka - zaczęła przerzucać farby - brązowy. Tak! To jest to!
- No okej. Zaczynaj - zgodziłam się.

Sue zrobiła to, co trzeba. Kiedy nałożyła farbę, poszłyśmy do salonu. Rozmawiałyśmy, oglądałyśmy film, jadłyśmy.

- Vicki, chodź. Już minęła godzina - powiedziała z takim niecodziennym uśmiechem.
- Dobra. Aż ciekawa jestem, co wymyśliłaś - uśmiechnęłam się.

Poszłyśmy do łazienki. Po wykonaniu wszystkich końcowych czynności Sue powiedziała:

- Boże! Jak ci ślicznie! Cudo!
- Mogę już spojrzeć w lustro? - spytałam zniecierpliwiona.
- Możesz - znów ten uśmieszek.
- Jezus Maria! Coś ty do cholery jasnej zrobiła?! To miał być brązowy!!! - zaczęłam przekładać kosmyki.
- No, a jaki jest? - zaczęła się śmiać.
- Fioletowy! Ślepa jesteś?!
- Matko.. Fioletowy, brązowy... Co to za różnica?
- No zasadnicza! Jak ja się rodzicom pokażę... Sue!!!
- Przecież ci ładnie głupku - stanęła tuż za mną łapiąc mnie za ramiona i patrząc  lustro.
- Jakoś taka niezaskoczona jesteś tą sytuacją... Masz mi coś do powiedzenia? Czy to było celowe? - coraz bardziej się wkurzałam.
- Vicki noo! Życie jest jedno! Trzeba szaleć! Brązowy jest strasznie spokojny i połowa dziewczyn na świecie ma brązowe włosy. A fioletowe? Oryginalne. Będziemy się wyróżniać. Wyglądamy cudownie.
- Jaka ja byłam głupia... Dałam się znowu namówić na twój odpał - schowałam twarz w dłonie.

Nagle usłyszałyśmy dźwięk telefonu.

- Czekaj, idę odebrać - powiedziała i poszła.

Spojrzałam w lustro.

- Kurde... Rzeczywiście lasia ze mnie - zaczęłam się śmiać.

Podobało mi się. Bałam się reakcji rodziców. Tego przecież nie da się nie zauważyć.
Zaraz potem przyszła Sue

- Chodź, wychodzimy. - powiedziała.
- Gdzie?
- Do znajomych.
- Po co?
- Idziesz, czy książkę piszesz? - powiedziała - rusz się!

Stałam jak słup, a Sue poszła ubierać kurtkę. Chwilę potem do niej dołączyłam. Wyszłyśmy z mieszkania. Zeszłyśmy do garażu. Stanęłyśmy przy motocyklach.

- Dziś jedziesz ze mną - powiedziała dając mi kask.

Ja nie odezwałam się wcale. Przeraziła mnie. Nigdy nie była taka poważna i stanowcza.

- Nie gap się tak, tylko wkładaj kask. Ale najpierw wyjmij z niego opaskę na oczy.
- Gdzie mam ja położyć? - spytałam wyjmując opaskę.
- Załóż ją - powiedziała wkładając kask.
- Po co?
- Wkładaj. Będzie dobra zabawa - zapewniała uśmiechając się.

Westchnęłam i wykonałam wszystkie jej rozkazy. Siadłyśmy na motocykl i odjechałyśmy. Nie widziałam nic. Totalnie. Nie wiedziałam gdzie jadę. Dziwne uczucie... Myślę, że zajęło nam to około 15 minut.

- Jesteśmy. Możesz zdjąć opaskę.
- Matko, co to za miejsce? - odpowiedziałam przerażona.
- Chata kolegów - uśmiechnęła się klepiąc mnie po ramieniu.
- Ale rudera... - szepnęłam patrząc na budynek.
- Siema, siema Sue - powiedział jeden z dwóch chłopaków wychodzących z tego ''domu''.
- Elo! - drugi przybił z nią piątkę.
- Siemka - ucieszyła się Sue.
- To ta nowa? - spytał jeden patrząc na mnie,
- No. Ej tylko ona jest trochę przestraszona. Musimy zrobić to tak, jak z Marlyn - szepnęła do nich, ale na tyle głośno, że zdołałam ją usłyszeć.

Nie wiedziałam już co myśleć. Bałam się. Ręce mi się trzęsły, głos zapewne by drżał, brzuch bolał, a serce uderzało coraz szybciej. Żałowałam, że nie nudzę się na lekcji matematyki.

- Cześć - podeszli - ja jestem Scott, a to Drake. Możesz nazywać nas Płomień i Skała.
- Cze..eść - wydukałam.
- Nie bój się mała! Przecież nie zrobimy ci krzywdy! A ty jak się nazywasz? - zapytał Drake.
- Vicki.
- Ładne masz włosy - Scott zaczął dotykać moich włosów.
- Dziękuję- zdjęłam jego rękę z mojej głowy.
- Ałaaaa! - żartował napakowany debil.
- Hahaha! - śmiał się Drake.
- Ranisz! - udawał, że płacze.
- Jeny, jaka dzieciarnia - wywróciłam oczami.

Zgrywałam twardą, ale myślałam, że zaraz się popłaczę.

- Dobra, ogar cioły - wtrąciła Sue - Vicki, chodź na chwilę.

Poszłyśmy na bok.

- Co z tobą jest? - spytała.
- Sue, to nie jest towarzystwo dla mnie.
- Bredzisz! Oni są fajni. A zobacz jacy przystojni - patrzyła na nich zauroczona.
- Ta, bardzo. Zapałka wygląda, jakby go ktoś młotem pier*olnął, a ten drugi.. kamień, ma taki uśmiech, jakby go ta szybie spłaszczyło.
- Hahahaha! - zaczęła się śmiać - po pierwsze - nie zapałka i kamień, tylko Płomień i Skała - nie przestawała się śmiać - wcale tak nie wyglądają. Musisz się tylko do nich przyzwyczaić.
- Na pewno nie. Zawieź mnie do domu. Nie chcę tu być - powiedziałam i ruszyłam.
- Stój. - szarpnęła mnie za ramię - masz tu zostać ze mną, albo oni zrobią ci krzywdę.

Patrzyłam na nią przestraszona. Nie wiedziałam, co robić. Uśmiechnęła się niecodziennie.

- A teraz chodź- powiedziała całkiem przyjaźnie.

Już totalnie mnie to wszystko załamało. Jaka ja byłam głupia...
Weszliśmy do domu. Wszyscy. Ja, Sue, Scott i Drake... Szliśmy po schodach na piętro. Chciałam odwrócić się i uciec. Wiedziałam, że to niemożliwe. Musiałam odpowiedzieć za swoją głupotę. ''Nigdy więcej jej nie zaufam'' - w myślach miałam tylko te słowa. Jaką krzywdę mogą mi zrobić? W co ja się wpakowałam...

Drake zapukał do drzwi.

- Otwieraj! - krzyknął.

Chwilę potem drzwi otworzył chłopak o blond włosach. Był nawet ładny. Powiem więcej - strasznie mi się spodobał.Gdyby tylko nie ta cała sytuacja...

- O, nowa? - spytał.
- Ta, nazywa się Vicki.
- Cześć, jestem M... - przedstawił się, ale nie zdołałam usłyszeć jego imienia przez jakąś szatynkę, która włączyła głośną muzykę.

------------------------------------------------

Cześć :) Zachęcam do komentowania, pozdrawiam <3
5 komentarzy i następny :))

6 komentarzy:

  1. wreszcie! <3
    zapałka i kamień hahahhahaha jebłam hahha XD
    kiedy drugi, kiedy?! <3
    do powrotu do szkoły :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ;)
    Ciekawe kto to ten M... Hmmmm Marco ? ;))
    Czekam na kolejny ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżby młodsze pokolenie Trynkiewiczów? :DD
    "wygląda, jakby go ktoś młotem pier*olnął" hahaha :D
    Super, czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahaha jakby płomień pierdolnął buhahahaha :D zapałka i kamień :v rozdział genialny :3
    Z niecierpliwością czekam na nn<3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. "jakby go ktoś młotem pierdolnął" pozdro z podłogi :D
    Ciekawie się zaczyna ^^ Czekam na nn ;3
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny <3
    kiedy nowy ? :)

    OdpowiedzUsuń